Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, lecz wena poprostu mnie opuściła na pół miesiąca. Zamiast niej towarzyszył mi pech. ^-^" nie ma to jak najpierw zbić szybkę od tableta, później dostać mandat za nieważną przejazdówkę, a na uwieńczenie pechowego miesiąca zepsuć dotyk w telefonie. Na dodatek w międzyczasie rozbić koleżance naczynie żaroodporne i szklanke.. No cóż, pozostało mi mieć nadzieje, że pech już dał sobie ze mną spokój. Zapraszam do czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przerażona odskoczyłam od szafy jak oparzona. Potknęłam się o dywan i upadłam. Antyk był od podłogi aż po sufit wypełniony słoikami z mrożącą krew w żyłach zawartością. Przed każdym z nich stała kartka z numerem. Po kilku minutach bezmyślnego wpatrywania w ukryte skarby ostrożnie wstałam. Przyjrzałam się narządom powstrzymując mdłości. Miałam wrażenie, że ktoś przeniósł mnie do koszmaru sennego. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy i pulsuje w koniuszkach palców, a w gardle staje gula urażająca nerwy przy każdym przełknięciu śliny. Skierowałam wzrok na numeracje pojemników. Skoro 'ktoś' je poukładał w pewnej kolejności to na pewno zadbał również o stworzenie listy. Spojrzałam na swoje stopy i zatrzasnęłam wrota piekieł. Zajrzałam pod szafę w poszukiwaniu jakiegoś spisu. Niestety znalazłam tylko tonę kurzu i pokaźnego gwoździa. Tego drugiego szubko chwyciłam i dokładnie obejrzałam. Był długi, lekko zgięty w połowie i zardzewiały. Jego powierzchnia nie była gładka, lecz porowata i w wielu miejscach powgniatana. Od biedy mógł posłużyć za broń, ponieważ nie dałam rady znaleźć nic bardziej przydatnego. Przy odrobinie szczęścia rana nim zadarta mogła wdać się w zakażenie. Nie rozmyślając dłużej szybko schowałam go starannie pomiędzy bokiem materaca, a ramą łóżka. Nie mając pojęcia co dalej ze sobą uczynić usiadłam po turecku w jego rogu i przykryłam nogi kołdrą. Przyglądając się gładkiej powierzchni sufitu zaczęłam analizować prawdopodobne scenariusze. Nawet nie zauważyłam, kiedy osunęłam się na poduszkę i zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Bezwiednie sięgnęłam po ukryty gwóźdź i przez lekko uchylone powieki obserwowałam poczynania mojego kata. Wszedł powoli i w miarę możliwości bezdźwięcznie do pokoju. Na palcach podszedł do stolika i położył na nim dobrze mi znane kajdanki i knebel z kulką. Nawet nie spojrzał w stronę swojego skarbu... Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to. Czy szaleniec nie powinien podziwiać stworzonego przez siebie arcydzieła? Nagle skierował wzrok w moją stronę. Jego oczy płonęły porządaniem i gniewem. Mimowolnie napięłam wszystkie mięśnie gotowa do ucieczki. Kawałek metalu zaczął mnie parzyć w rękę. Wiedziałam, że to jest jedyna szansa na działanie. Geun Yon powoli zaczął skracać dystans, który nas dzielił. Spięta i przerażona czekałam na kolejny krok mojego byłego ukochanego. Po chwili poczułam, jak jego usta muskają moje niczym delikatne skrzydła motyla. Przez chwilę odwzajemniłam tęskny gest i na oślep dźgnęłam szpicem gwoździa. Ten musiał wbić się w kość, ponieważ wypadł mi z dłoni rozcinając śródręcze. Bestia oderwała się ode mnie i złapała za bark. Poczułam jak krew cieknie mi po palcach, lecz nie zwracając na to uwagi rzuciłam się na oślep do drzwi. Złapałam panicznie klamkę, lecz drzwi nie chciały ustąpić. Przeciwnik wykorzystując moją dezorientacje złapał mnie za kostke i pociągnął. Runęłam na ziemię i uderzyłam się z impetem w żuchwe. Ogarnął mnie rozdzierający ból, a usta wypełniły się metaliczną cieczą. Niewiele myśląc wyplułam ją, a wraz z nią koniuszek języka. Czułam, że w mięsień wbija mi się milion szpili. Poddając się instynktowi kopnęłam z całej siły intruza w twarz. Uścisk nad stopą zmalał, a ja ostatkiem sił podniosłam się chwiejnie i ruszyłam w stronę okna. Z każdym krokiem byłam coraz słabsza. Przed oczami zaczęły mi latać mroczki, a powieki mogłam ledwo unieść. Nagle ktoś mnie szarpnął za włosy i upadłam niczym kłoda na podłoge. Cud, że nie złamałam sobie karku. Czułam, jak wyrywa mi włosy. Chcąc uwolnić się od bólu zaczęłam się czołgać za brutalną siłą. Miałam wrażenie, że zaraz skóra się oderwie od czaszki. Spanikowana wbiłam mu paznokcie w rękę. Uniosłam wzrok. Na jego twarzy malowała się zwierzęca chęć mordu, a nos miał wygięty pod nienaturalnym kątem. Jedna kończyna zwisała mu bezwładnie, lecz nawet bez niej dawał sobie ze mną radę. Ostatkiem sił spróbowałam się wyszarpnąć z tego morderczego uścisku-bez rezultatu. Za moją nieudaną próbę zostałam spoliczkowana, a to było już za wiele dla mojego organizmu. Poczułam, że spadam w ciemną przepaść.
Gdy odzyskałam świadomość pierwszym bodźcem, jaki mnie powitał, był wszechogarniający ból. Bolało mnie dosłownie wszystko. Od dużego palca u stopy, po czubek głowy. Byłam cała poobijana, lecz najgorszy był spuchnięty, zdrętwiały język. Czułam, że usta pomimo obrażeń mam znowu zakneblowane szmatką z piłką, a kostki i nadgarstki przypięte kajdankami do łóżka tak, żebym nie mogła wogóle nimi ruszyć. Moje ciało było tak zmaltretowane, że nawet nie miałam siły otworzyć powiek. Nagle poczułam, że coś mi delikatnie przejechało od czubka nosa po linie włosów nad czołem.
-Witam kochanie. Czyżbyś się już obudziła?- gdy nie doczekał się odpowiedzi zaczął ciągnąć dalej.- nie martw się. Mnie nie oszukasz. Wiem,że mnie słuchasz. Byłaś wczoraj bardzo niegrzeczna kotku. Pamiętasz? Rozmawialiśmy kiedyś o tego typu sytuacjach.. Pamiętasz może, jakie konsekwencje za sobą pociągały?- tu przerwał na chwilę swój monolog i pocałował mnie w czoło- Karę skarbie.