piątek, 9 maja 2014

Wątpliwości

Proszę bardzo, kolejna część ^^ prosto z pieca.  Jakoś nagle wena mnie naszła i musiałam wstawić,, bo bym nie wytrzymała. Z niecierliwością czekam na wasze opinie :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nagle rozmowa zeszła z błahych tematów na plany rodziców względem naszej pary. Okazało się, że zarówno on jak i ja nie jesteśmy usatysfakcjonowani ich decyzją. Spytany o marzenia odparł:
- napewno nie mogę ci odpowiedzieć, że uwzględniałem w nich małżeństwo- zaśmiał się nerwowo- od małego marzyłem o podróżach, lecz gdy powiedziałem o tym rodzicom to mnie wyśmiali. A u ciebie jak to wygląda droga So Yeon?
- u mnie podobnie, lecz mnie nawet nie wysłuchali. Strasznie niesprawiedliwy jest ten świat.. Geun Yon, - tu wskazałam na niego palcem-powiedz mi,  jak można tak bezczelnie robić z ludzi klaunow? To jest jedna wielka farsa...
-spokojnie. Nie denerwuj się tak od razu... cała sztuka polega na tym, żebyśmy zatańczyli jak nam grają - przewrócił oczami.
-  co masz na myśli?
- powinniśmy się bez  sprzeciwów zgodzić na ten ślub, a gdy łykną haczyk zostawią nas w spokoju i będziemy mieli bardzo dużo czasu na realizację marzeń. Co ty na to?
- to jest genialny pomysł.. zaimponowałeś mi..
Uśmiechnął się nerwowo. Jaki on miał piękny uśmiech, mogłabym zrobić wszystko, żeby nigdy nie zniknął z jego twarzy.
- może się przejdziemy? Zobaczymy jaki piękny jest ten świat?
-z wielką chęcią- podałam mu rękę, a on uścisnął ją z całej siły, uregulował rachunek i wyszliśmy z lokalu.

Udalismy się do parku i usiedlismy nad jeziorem.  Jego tafla była gładka jak lustro, a jej idealnosci nie miał czelności zniszczyć nawet najmniejszy powiew wiatru. Odbijała się w nim okrągła tarcza księżyca, a my podziwialiśmy nierealność tej scenerii.
- Jak tu pięknie - odezwał się Geun Yon.
- Idealnie- odparłam i spojrzałam w jego piękne, zasmucone oczy. W tym momencie czas stanął. Yon sie we mnie wpatrywał jakby chciał poznać wszystkie moje tajemnice.
-jesteś najpiękniejszym stworzeniem jakie kiedykolwiek widziałem.- powiedział i pocałował mnie prosto w usta. W tamtej chwili wydawały mi się idealnie dopasowane do moich, jakby skrojone na miarę. Yon smakował cudownie, a jego usta były niesamowicie jedwabiste. Nawet nie wiedziałam kiedy pogłębiłam pocałunek. Napierał na moje usta natarczywie, jakbym dla niego tylko ja się liczyła na tym świecie. Miałam nadzieję, że ta chwila nigdy się nie skończy, ale wbrew moim pragnieniom ten cudowny bóg przerwał tą zapierającą dech w piersiach chwilę i  stwierdził, że lepiej mnie już odprowadzić do domu. Pod furtką uścisnął mnie na pożegnanie i odprowadził wzrokiem do drzwi.

Gdy weszłam do środka szybko pobiegłam do łazienki. Przebrałam się w pidżame, zmyłam makijaż i umyłam zęby. Później udałam się do swojego pokoju i położyłam spać w jedwabnej pościeli. Zasnęłam momentalnie. Śniły mi się miliony scenariuszy mojego przyszłego życia, które nie zawsze kończyły się happy andem. W głębi serca wiedziałam, że rzeczywistość nigdy nie będzie tak kolorowa jak ją malują. Zawsze wcześniej lub później musi coś pójść nie tak.

Wielki dzień

Mam nadzieję, że to opowiadanie was nie zanudzi i mogę jedynie obiecać, że niedługo się rozkręci. Słyszeliście może piosenkę? Mnie po prostu zwaliła z nóg i dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Mistrzostwo. *.* Życzę miłego czytania..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z samego rana mama wpadła rozpromieniona do mojego pokoju i zaćwierkała:
-Kotku, chodź szybko! Dzisiaj twoja randka, musimy cię wyszykować! - i pobiegła nakryć do stołu.
Przybrałam minę męczennika i zrezygnowana odpowiedziałam:
-Dobrze mamo, już idę.
Resztką sił, szurając nogami najgłośniej jak potrafiłam zawlokłam się do kuchni. A tam moim oczom ukazała się uczta, jakiej jeszcze nie widziałam. Określenie 'wykwitne śniadanie' nie oddawało jej wyglądu. Były tam moje ulubione dango, onigiri oraz sushi, lecz na wypadek gdybym miała zły humor mama przygotowała też płatki z mlekiem oraz z milion surówek. Innymi słowy zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Usiadłam na najbliższym krześle i zaczęłam pałaszować te pyszności. Po chwili dołączył do mnie tata i rozmawialiśmy o rzeczach nic nie wnoszących. Gdy zjadłam mama zagnała mnie do łazienki. Posłusznie się odświeżyłam, a ona staranie umyła mi i wysuszyła moje czarne, długie włosy. 

Nadeszła kolej na ubieranie. Najpierw założyłam nagajuban, czyli szatę zakładaną pod kimono, następnie czarne kimono bez żadnych zdobień, a na sam koniec obi. Jest to zajęcie bardzo czasochłonne, ponieważ każdą część ubioru należy umiejętnie wiązać. Ku naszej uciesze całość wyglądała oszałamiająco. Kolejnym naszym krokiem było wykonanie makijażu. Starannie nałożyłam na twarz  bardzo jasny podkład. Mama musnęła rozświetlaczem  szczyt kości policzkowych i nosa, krawędź górnej wargi oraz brodę. Kość brwiową i powierzchnię nad załamaniem powieki pomalowała cieniem waniliowym, a powiekę górną i dolną łososiowym. Przedostatnim krokiem było namalowanie czarnej kreski nad linią rzęs i nałożenie na nie tuszu. Całość uwieńczyła różem z przodu kości policzkowych i koralową szminką na ustach. Włosy zostały spięte w staranny koreański koczek i był to już koniec moich tortur. Moja rodzicielka spojrzała na zegarek. Okazało się, że już 16 i pora iść na spotkanie. Pozostało mi stawienie czoła mojej przyszłości.


Tata podwiózł mnie pod samą restauracje. Po drodze nie żałował sobie przypomnienia mi o wszystkich zasadach dobrego wychowania, o nadziejach jakie we mnie pokładają oraz ostrzeżeniu, że jeśli ślub z mojej winy nie dojdzie do skutku skończy się to dla mnie źle. Wzięłam sobie jego przestrogę do serca i z duszą na ramieniu wkroczyłam do lokalu.

Wybranka moich rodziców znalazłam bez większych problemów. Okazał się bardzo przystojny. Był wysoki i dobrze zbudowany. Twarz miał smukłą, a oczy brązowe, jakby pogrążone w smutku. Usta były idealnie wykrojone, a brwi proste i ciemne tak samo jak włosy. Średniej długości, falowaną grzywę spiął w kucyk, lecz pozostawił pejsy wdzięcznie zwisające wokół twarzy. Był ubrany w czarne kimono. Obok niego leżał pokaźny bukiet orchidei. Gdy podeszłam uśmiechnął się do mnie promiennie, a mi dech zaparło...
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż opisał mi Cię ojciec.- powiedział wręczając mi przepiękne kwiaty.- Mam nadzieję, że nie zawódł cię mój widok?- puścił do mnie oko kłaniając się.
- Oczywiście, że nie. -zaprezentowałam jeden z z najpiękniejszych uśmiechów w zestawie , ukłoniłam się i usiadłam na proponowanym miejscu.
- Wolisz białe czy czerwone wino?-zapytał wołając obsługę.
- Czerwone, najromantyczniejszy trunek świata.
- Poprosimy czerwone.- powiedział kelnerowi.- Piękna dzisiaj pogoda, nieprawdaż?
- Owszem. Od razu chce się żyć. Uroku dodają kwiaty wiśni. Uwielbiam w takie dnie usiąść na werandzie i poddać się zadumie nad ich pięknem.
- To może pewnego dnia popodziwiamy je razem? Chociaż nie wiem czy twoja uroda ich nie onieśmieli. - zarumieniłam się i uśmiechnęłam nieśmiało.
-Z wielką przyjemnością.
Większość rozmowy była równie niezręczna i onieśmielająca, aż w pewnym momencie zaszumiało nam lekko w głowach.

środa, 7 maja 2014

Witam :)


Szczerze mówiąc założyłam tego bloga z czystej ciekawości. Mam nadzieje, że opowiadanie przypadnie wam do gustu ^.^ To dopiero jedna z pierwszych moich prób, więc jestem otwarta na wszelkiego rodzaju uwagi :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od urodzenia marzyłam o zostaniu pierwszą przedstawicielką płci pięknej, która złamie stereotyp o naszej bezradności i kruchości. Niestety moi rodzice nie chcieli nawet słyszeć o tak absurdalnym pomyśle. Mama i tata twierdzili, że podstawowym pragnieniem każdej kobiety musi być zostanie dobrą żoną oraz dorobienie się gromadki dzieci.  Mieli wobec mnie wielkie nadzieje. Teraz z perspektywy czasu mogę zobaczyć ogrom ich zawodu , gdy w pogoni za marzeniami sprzeciwiłam się ich rozkazom oraz przekonaniom wpajanym mi od najmłodszych lat. Niestety życie często każe nam dokonywać trudnych wyborów, a gdy pójdzie się jedną ścieżką nie ma już odwrotu..



20 lat wcześniej



O spotkaniu przedmałżeńskim zaaranżowanym przez rodziców dowiedziałam się zaledwie dzień wcześniej podczas śniadania. Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Możecie sobie wyobrazić, w jak wielki gniew popadłam. Miałam ochotę zniszczyć całą okolice w drobny mak. Niestety takie zachowanie nie przystoiło młodej damie z szanującej się rodziny, a w społeczeństwie przywiązującym tak wielką wagę do tradycji nie było miejsca na sprzeciwy. Musiałam uszanować wolę moich rodziców bez najmniejszego sprzeciwu. Zdusiłam wiec w sobie uczucia rozpierające mnie od środka, a marzenia zamknęłam wraz z nadziejami na wymarzone życie w najdalszym zakamarku umysłu. Usta ułożyłam w moim najpromienniejszym uśmiechu i skłamałam, że bardzo mnie radują te nowiny.

Rodzicom wyraźnie ulżyło i wyglądali na usatysfakcjonowanych. Matka mnie mocno przytuliła i porwała do domu, żeby znaleźć odpowiedni strój na te niepowtarzalną okazję. Przejrzałyśmy wszystkie najelegantsze kimona przechodzące z pokolenia na pokolenie. W końcu po 3 godzinach poszukiwań moja rodzicielka wybrała przepiękne czarne obi w jasnoróżowo-białe, delikatne kwiaty wiśni. Według niej miało ono podkreślić biel mojej skóry oraz błękit oczu, które, jak twierdziła bez problemu mogły skraść nie jedno serce. 

Później udaliśmy się do mojej babci na obiad, żeby obwieścić 'szczęśliwa nowinę'. Babcia była kobietą rozważną, mądra i godna zaufania. Nie zdziwi was pewnie fakt, że uznawałam ją za moją najlepszą przyjaciółkę do tego popołudnia. Mogłam się jej zwierzyć ze wszystkiego i za każdym razem liczyć na zrozumienie. Niestety ta bańka idealności pękła, gdy mama przekazała jej informacje o moim zamążpójściu. Babcia się od razu rozpromieniła, zaczęła chwalić tą jakże mądrą decyzję i prawie że podskakiwała pod nieboskłon z radości. Nie spodziewałam się po niej takiej reakcji, ale przy rodzicach nie mogłam poruszyć tego tematu. Obiad przebieg z pozoru całkiem zwyczajnie, lecz ciągle widziałam jak krewni rzucają w moją stronę rozmarzone spojrzenia pełne nadziei. Po obiedzie rodzice pozwolili mi zostać jeszcze moment u mojej powierniczki, a sami wrócili do domu. Miałam do niej tak wiele pytań, że  nie wiedziałam od czego zacząć. W końcu babcia przytuliła mnie z całych sił i przestała mnie dręczyć grobową ciszą.

-So Yeon wiem, że masz wrażenie, że życie jest niesprawiedliwe i stroi sobie z ciebie żarty. Jestem na tym świecie już od 70 lat... Przez cały ten czas doświadczyłam wielu uciech i tyle samo goryczy. Uwierz mi z tradycją nie wygrasz. Możesz próbować z nią walczyć. Możesz wyrwać sobie serce w imię przekonań, lecz ona zawsze okaże się silniejsza od ciebie... - Po tych słowach łzy poleciały z moich oczu strumieniem. Byłam na skraju załamania nerwowego. Siedziałyśmy w ciszy przez dłuższą chwilę. Babcia z anielska cierpliwością czekała,aż się uspokoję. W końcu zdołałam powstrzymać szloch i wydusiłam przez ściśnięte gardło:

-b-b-babciu... Wiesz, że nie o tym marze. Jak mogę robić coś wbrew swojej naturze ?

- Powinnaś postąpić jak każda rozsądna kobieta i porzucić swoje pragnienia. Zrozum. Wyjście za mąż i urodzenie potomstwa jest nasza rolą. Nikt cię z niej nie wyręczy. - zamilkła na moment i dodała już stanowczym głosem- Zabraniam ci sprzeciwiać się rodzicom..

-..ale..- w tamtym momencie mnie zatkało. moja najukochańsza babcia też się obróciła przeciw mnie? Nie wiedziałam co spowodowało nagłą zmianę tonu i po raz kolejny tego dnia wpadłam w gniew .

-... przyniosłoby to hańbę całej naszej rodzinie.- ciągnęła nie zwracając na moje słowa uwagi- Naprawdę chcesz, żeby wytykano nas na ulicy? Lub żeby twój ojciec już nigdy nie miał odwagi spojrzeć innym prosto w oczy?

-Nie, ale czy moje szczęście się już dla nikogo nie liczy?!- krzyknęłam w nadmiarze emocji

- Nie podnoś na mnie głosu. Wierz mi słuchanie rodziców w tej kwestii jest najodpowiedniejszym i jedynym wyborem. A teraz szybko biegnij do domu, bo jutro musisz pięknie wyglądać.


Po tych słowach wstała pośpiesznie i przepchnęła mnie w stronę drzwi. Nie miałam innego wyboru. Musiałam wrócić do domu i w dalszym ciągu udawać jak bardzo się cieszę.

Na szczescie, gdy dotarłam na miejsce wszyscy już spali. Mogłam w końcu zdjąć z mojej twarzy sztuczny uśmiech i pogrążyć się w smutku. Tej nocy nie zmrużyłam oka. Rozmyślałam nad moja niepewną i mglistą przyszłością. Właśnie został w nią wpleciony człowiek, którego nie widziałam na oczy i musiały mi wystarczyć zapewnienia naiwnego ojca, że wybranek zapewni mi świetlaną przyszłość. Lecz najbardziej bolało mnie stracenie najbliższej mi osoby- mojej babci. Przeszła ona na druga stronę barykady i zostałam sama.