niedziela, 28 września 2014

Elfie łzy V

I z powrotem u elfów. Zapraszam do komentowania, ponieważ każda opinia jest dla mnie niezmiernie ważna. :D

~~~~~~~~~~~~~~~~


Wieczorem drugiego dnia rozpaczliwego biegu zatrzymaliśmy się na skraju polany. Dowódca oddziału powoli i uważnie ogarnął wzrokiem okrąg trawy, a gdzieś nad nami wesoło zatrelał ptak.
-Szybko rozsiodłać konie! Musimy przygotować obóz!
Przerzuciłam nogę nad zadem konia i szybko zsunęłam się po jego boku. Delikatnie dotknęłam opuszkami palców siodła wysyłając do pnączy niemą prośbę o rozluźnienie pęt, a te delikatnie zsunęło się prosto w me dłonie. Z zamkniętymi oczami wyobraziłam sobie, że pobliski konar najpierw wykręca się poziomo metr nad ziemią, a następnie kieruje spowrotem ku słońcu. Dzięki temu uzyskałam pułkę pod siodło, które z wdzięcznością na niej ułożyłam. Podeszłam do pyska Slytha po drodze klepiąc go po szyji, zsunęłam z niego ogłowie i zawiesiłam je na maleńkiej gałązce wystającej z pnia nad siodłem. Następnie przeprowadziłam go na centrum polany, wróciłam ku linii drzew, gdzie usiadłam po turecku i poczekałam chwilę, aż moi bracia usiądą w okręgu naokoło niej.
Chwyciliśmy się za ręce, skierowaliśmy wzrok ku niebu, zamknęliśmy oczy oraz opuściliśmy zasłony opatulające nasze umysły. W tym momencie nie mogliśmy niczego przed sobą ukryć- każda nasza myśl momentalnie wędrowała do reszty uczestników, a naszejaźnie splotły się w jedność. Zaczęliśmy się kołysać, jakbyśmy tworzyli jeden organizm. Wyobraziliśmy sobie, jak gałęzie drzew, kwiaty i trawy rosną coraz większe, bujniejsze, i plączą się ze sobą w niemym tańcu. Byliśmy w transie rozsiewającym magię naokoło nas. Prosiliśmy naszą matkę Terrę o pomoc, a ona wspomagała nas w swojej łasce i dobroduszności. Słyszałam, jak wokół mnie cichutko grają dzwoneczki, a alegrie zwabione zapachem magii wtórują im swoim olśniewającym głosem. Czułam na twarzy podmuch powietrza spod ich delikatnych, przezroczystych skrzydeł oraz spojrzenie uwieńczonych piórkami, wielkich oczu. Nieunosząc powiek widziałam, jak rośliny przybierają kształt zabudowan. Po chwili dzwonki ustały, a moi bracia przestali się kołysać. Uniosłam powieki i ujrzałam przed sobą okrąg malutkich budyneczków z pnączy obrośniętych mchem i maleńkimi kwiatkami we wszystkich kolorach tęczy. Alegrie umknęły w las w popłochu, a ja puściłam dłonie elfów siedzących obok mnie.
Płynnie wstałam i ruszyłam w stronę przywódcy stojącego pod lasem po drugiej stronie polany.
- Misnea! Misnea!  Poczekaj!
Spojrzałam w lewo i ujrzałam długowłosego, wysokiego elfa biegnącego w mają stronę slalomem, i rozpaczliwie machającego rękami, żebym go zauważyła. Stanęłam w miejscu czekając, aż wojownik mnie dogoni.
-Witaj!- ukłonił się delikatnie i odrzucił do tyłu czarne włosy.
-O! Witaj Noite! - odkłoniłam się. Nie miałam pojęcia jak mogłam go od razu nie rozpoznać.- Już myślałam, że nie wyruszyłeś tym razem.
- Przecież jeszcze nigdy nie opuściłem ani jednej wyprawy. - podrapał się z uśmiechem w tył głowy pokazując rząd prostych, śnieżnobiałych zębów wraz w czerwonym brylancikiem umieszczonym w prawym kle.- Natomiast twoja obecność bardzo mnie zdziwiła. Myślałem, że twoja rodzicielka zabroniła ci opuszczania Firtiny.
Uniosłam uczy ku niebu, a koniuszki uszu mi opadły.
- Powiedzmy.... że była przeciwna mojemu wyjazdowi, lecz nie miała, jak mnie zatrzymać.
Noite przez chwile przyglądał mi się swoimi zmieniającymi kolor oczami z przekrzywioną głową.
- Dobrze.. Nie będę cię teraz męczył, ale pamiętaj, że możesz mi wszystko powiedzieć. Poprostu puść mi sygnał i przyjdź do mnie. - uśmiechnął się delikatnie dodając mi otuchy.
- Dziękuje. Zapamiętam. Ale teraz muszę iść porozmawiać z dowódcą co i jak.. - powoli zaczęłam się odwracać w stronę mojego pierwotnego celu.
- To świetnie się składa, ponieważ też miałem do niego iść. Pójdę z tobą.
- Dobrze. To szybko. - chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą.- A co tam u Primavery?
- Wszystko w porządku. Znasz moją siostrę. Zawsze twardo stąpa po ziemi. - wyminął elfa, który prowadził konia.- Jej synek Inverno rośnie, jak na drożdżach. Mam wrażenie, że ani się obejrze a on chwyci za łuk.- wojownik tryskał dumą i radością.
- Miło słyszeć, że u mniej wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdy wrócimy do domu będę musiała ją odwiedzić.
Urwaliśmy rozmowę i ukłoniliśmy się przed Baldrem - naszym dowódcą.