czwartek, 22 stycznia 2015

Elfie łzy XI




Zebraliśmy ciała poległych w jedno miejsce, a Lumes, jeden z naszych najstarszych pobratymców,  pstryknął długimi, chudymi palcami posyłając w stronę stosu deszcz iskier. Po chwili zapłonął ogień pochłaniający kolejne ofiary, a ku przestworzom wzleciała chmura czarnego, gęstego dymu. Ramię w ramię padliśmy na kolana chyląc głowy przed zmarłymi wojami. Na placu zapadła cisza, której nie śmiał zakłóć ani ptak, ani nawet szum koron drzew.

Podniosłam się z klęczek i, ciągnąc za sobą miecze, przekroczyłam wraz ze swymi towarzyszami wrota fortecy. Przed nami rozciągał się rozległy plac w centrum, którego stało pięć postaci odzianych w połyskujące, prawie przezroczyste zbroje. Ponad ich ramionami ujrzałam ogony strzał wystające z kołczanu w towarzystwie skromnych łuków.
            -Podejdziesz z nami. – odezwał się w moim umyśle Baldr.
            - Dobrze.
Ruszyłam z nim, Noite’em, Lumesem – jednym z najlepszych magów oraz Terre’em – niezbyt wysokim elfem o złotych włosach i smutnych, czarnych oczach zajmującym się wraz ze mną taktyką, w stronę naszych gospodarzy. Gdy oddzielały nas od nich zaledwie cztery kroki zatrzymaliśmy się, dotknęliśmy koniuszkami palców lewej dłoni mostka i ukłoniliśmy z szacunkiem. Wojownicy odpowiedzieli nam tym samym.
            - Witajcie w naszych skromnych progach. – powiedział ten stający na czele. Był wysoki i szczupły. Sprawiał wrażenie giętkiego jak trzcina. – Nazywam się Nubes, a moi towarzysze to - wskazał na kobietę o niebieskich włosach – Lua, - następnie na mężczyznę z blizną biegnącą od brody do prawej skroni - Cana, Arrib – czyli elf z długimi kocimi pazurami zamiast ostatniej kości palców- oraz mój brat Ceo.
            - Dziękuje za waszą gościnę. Mam nadzieję, iż nie sprawiamy kłopotu. Ja nazywam się Baldr, a to Noite, Misnea, Lumes oraz Terre. – wskazał nas po kolei ruchem ruchem dłoni.
            - Jesteśmy wam niezmiernie wdzięczni za pomoc. Sami nie dalibyśmy rady. Pewnie jesteście zmordowani walką, więc zapraszam was, wraz z całym oddziałem, na spoczynek.
            - Niech wojownicy udają się do komnat, lecz my – wskazał naszą grupkę – pragnęlibyśmy najpierw omówić z tobą Nubesie nasze kolejne posunięcia.
            - Oczywiście. Zapraszam, więc do mnie. – zamaszystym gestem wskazał niewielki domek na uboczu.
Ruszyliśmy za nim bez słowa. Budynek okazał się skromnie urządzony, lecz przytulny i praktyczny. Przy północnej ścianie znajdowały się strome, kręcone schody. Stopnie były wytarte przez licznych gości. Weszliśmy po nich na pierwsze piętro. Znajdowało się tam niewielkie biurko z pedantycznie równo ułożonymi dokumentami oraz przyrządami do pisania. Naprzeciw niego stały dwa fotele, a  jeden za nim. Pod ścianą znajdowała się sofa, a przy niej niewielki stolik z lampką. Siedzenia mebli były wykonane z, miękkiego niczym puchowa poduszka, leśnego mchu. Nubes stanął na środku pokoju.
            - Proszę. Usiądźcie. - powiedział.
Wraz z Noite'em, Lumesem oraz Terre'em usiadłam na sofie, Baldr zajął jeden z foteli, wcześniej przesuwając go w naszą stronę, a gospodarz drugi. Właściciel domu skrzyżował ręce na piersi.
            - Więc.. od czego zaczynamy? - spytał z błyskiem w oczach.