Mam nadzieję, że to opowiadanie was nie zanudzi i mogę jedynie obiecać, że niedługo się rozkręci. Słyszeliście może tą piosenkę? Mnie po prostu zwaliła z nóg i dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Mistrzostwo. *.* Życzę miłego czytania..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z samego rana mama wpadła rozpromieniona do mojego pokoju i zaćwierkała:
-Kotku, chodź szybko! Dzisiaj twoja randka, musimy cię wyszykować! - i pobiegła nakryć do stołu.
Przybrałam minę męczennika i zrezygnowana odpowiedziałam:
-Dobrze mamo, już idę.
Resztką sił, szurając nogami najgłośniej jak potrafiłam zawlokłam się do kuchni. A tam moim oczom ukazała się uczta, jakiej jeszcze nie widziałam. Określenie 'wykwitne śniadanie' nie oddawało jej wyglądu. Były tam moje ulubione dango, onigiri oraz sushi, lecz na wypadek gdybym miała zły humor mama przygotowała też płatki z mlekiem oraz z milion surówek. Innymi słowy zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Usiadłam na najbliższym krześle i zaczęłam pałaszować te pyszności. Po chwili dołączył do mnie tata i rozmawialiśmy o rzeczach nic nie wnoszących. Gdy zjadłam mama zagnała mnie do łazienki. Posłusznie się odświeżyłam, a ona staranie umyła mi i wysuszyła moje czarne, długie włosy.
Nadeszła kolej na ubieranie. Najpierw założyłam nagajuban, czyli szatę zakładaną pod kimono, następnie czarne kimono bez żadnych zdobień, a na sam koniec obi. Jest to zajęcie bardzo czasochłonne, ponieważ każdą część ubioru należy umiejętnie wiązać. Ku naszej uciesze całość wyglądała oszałamiająco. Kolejnym naszym krokiem było wykonanie makijażu. Starannie nałożyłam na twarz bardzo jasny podkład. Mama musnęła rozświetlaczem szczyt kości policzkowych i nosa, krawędź górnej wargi oraz brodę. Kość brwiową i powierzchnię nad załamaniem powieki pomalowała cieniem waniliowym, a powiekę górną i dolną łososiowym. Przedostatnim krokiem było namalowanie czarnej kreski nad linią rzęs i nałożenie na nie tuszu. Całość uwieńczyła różem z przodu kości policzkowych i koralową szminką na ustach. Włosy zostały spięte w staranny koreański koczek i był to już koniec moich tortur. Moja rodzicielka spojrzała na zegarek. Okazało się, że już 16 i pora iść na spotkanie. Pozostało mi stawienie czoła mojej przyszłości.
Tata podwiózł mnie pod samą restauracje. Po drodze nie żałował sobie przypomnienia mi o wszystkich zasadach dobrego wychowania, o nadziejach jakie we mnie pokładają oraz ostrzeżeniu, że jeśli ślub z mojej winy nie dojdzie do skutku skończy się to dla mnie źle. Wzięłam sobie jego przestrogę do serca i z duszą na ramieniu wkroczyłam do lokalu.
Wybranka moich rodziców znalazłam bez większych problemów. Okazał się bardzo przystojny. Był wysoki i dobrze zbudowany. Twarz miał smukłą, a oczy brązowe, jakby pogrążone w smutku. Usta były idealnie wykrojone, a brwi proste i ciemne tak samo jak włosy. Średniej długości, falowaną grzywę spiął w kucyk, lecz pozostawił pejsy wdzięcznie zwisające wokół twarzy. Był ubrany w czarne kimono. Obok niego leżał pokaźny bukiet orchidei. Gdy podeszłam uśmiechnął się do mnie promiennie, a mi dech zaparło...
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż opisał mi Cię ojciec.- powiedział wręczając mi przepiękne kwiaty.- Mam nadzieję, że nie zawódł cię mój widok?- puścił do mnie oko kłaniając się.
- Oczywiście, że nie. -zaprezentowałam jeden z z najpiękniejszych uśmiechów w zestawie , ukłoniłam się i usiadłam na proponowanym miejscu.
- Wolisz białe czy czerwone wino?-zapytał wołając obsługę.
- Czerwone, najromantyczniejszy trunek świata.
- Poprosimy czerwone.- powiedział kelnerowi.- Piękna dzisiaj pogoda, nieprawdaż?
- Owszem. Od razu chce się żyć. Uroku dodają kwiaty wiśni. Uwielbiam w takie dnie usiąść na werandzie i poddać się zadumie nad ich pięknem.
- To może pewnego dnia popodziwiamy je razem? Chociaż nie wiem czy twoja uroda ich nie onieśmieli. - zarumieniłam się i uśmiechnęłam nieśmiało.
-Z wielką przyjemnością.
Większość rozmowy była równie niezręczna i onieśmielająca, aż w pewnym momencie zaszumiało nam lekko w głowach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz