Oto i początek nowego opowiadania. Tym razem stawiam na fantastyke. Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wojna przynosi wiele bólu i rozpaczy. Nie ma w niej miejsca na chwałę i uwielbienie. Na wojnie liczy się tylko przytrwanie.
Ostrożnie wyjrzałam zza pnia tysiącletniego drzewa. Pod opuszkami palców czułam delikatne pulsowanie życiodajnego płynu pod korą. Spoglądałam na polanę, która była cała porośnięta mchem i blado niebieskimi kwiatami, o płatkach przypominających łzy. Wymyślnie powyginane drzewa szumiały - śpiewając rozdzierająco smutną pieśń. Cały las rozpaczał nad straconymi braćmi. Nieśmiało ruszyłam do przodu. Stąpałam po porostach pokrytych pierzyną rosy omijąc płynnym, tanecznym ruchem wszystkie cenne kwiaty. Wokół mnie pulsowało życie. Jak niewiele takich zakątków pozostało. Wszystkie znajdowały się w głębi lasu, dokąd nie dotarli jeszcze ludzie. Na dodatek każdy był chroniony przez elfią magie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy dotarłam na środek mojej fortecy. Uniosłam twarz ku niebu i zamknęłam oczy. Wiatr zatańczył z moimi włosami muskając czubki uszu, a na kryształach mojego stanika zagrał cichutko i nieśmiało melodie. Wyrzuciłam ręce na boki i przez chwilę głęboko wdychałam leśne powietrze. Osunęłam się na ziemie i skrzyżowałam nogi w kostkach. Ręce opuściłam bezwładnie wzdłuż tułowia. Zlikwidowałam barierę otaczającą umysł i zalała mnie fala uczuć i myśli organizmów znajdujących się w puszczy. Oddychałam głęboko i chłonęłam energię z otoczenia. Czułam, jak wiatr bawi się między gałęziami drzew, a stworzenia podchodzą coraz bliżej mnie, żeby w końcu usiąść obok i pogrążyć sie w zadumie. Ptaki śpiewały nawołując swych partnerów. Pszczoły brzęczały, a motyl usiadł na koniszku mojego ucha. Po paru godzinach usłyszałam myśli mego przyjaciela Izrela. Nadeszła pora na trening.
Ruszyłam delikatnie uchem, żeby przegonić owada, otworzyłam oczy i wstałam. Sprawdziłam, czy wszystkie sztylety są na miejscu. Czule dotknęłam po kolei ich rękojeści zdobionych wymyślnie poplątanymi pnączami i kamieniami szlachetnymi. Po chwili ze ściany drzew wyszedł elf. Stawiał ostrożne, kocie kroki, a jakby tego było mało samym swoim wyglądem przypominał kota - dzięki modyfikacji ciała za pomocą magii. Izrel za pierwowzór wziął Caoina . W związku z czym jego uszy i ogon były porośnięte burgundową sierścią, boki twarzy i czoło fioletowo-białą prążkowaną, a resztę ciała czarną w ciemnofioletowe paski. Oczy miał czarne jak węgiel. Był ubrany w skórzane spodnie z metalowymi wstawkami, a na biodrach miał pas ze sztyletami. Gdy do mnie podszedł ukłonił się z uśmiechem.
-Witaj Misneo.- Ukłonił się dotykając palcami lewej dłoni klatki piersiowej.- Gotowa na trening?
Odkłoniłam się. Nie mogłam się doczekać, kiedy zaczniemy fechtunek.
-Jak zawsze.
-To zaczynamy.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie.
-Zabezpieczamy ostrza, czy dzisiaj nie mamy zamiaru się bawić?
- Dzisiaj na śmierć i życie. - Posłał mi brutalny uśmieszek.
- Jak wolisz. - Wzruszyłam ramionami.
Staliśmy bez ruchu ze sztyletami i czarami w gotowości wyczekując choćby najmniejszago ruchu przeciwnika.
Ciągle patrząc zmrużonymi oczami w stronę Izrela posłałam mentalną mackę w stronę leżącej nieopodal gałęzi i mocno cisnęłam nią w plecy przeciwnika jednoczaśnie ruszając do ataku. Ten uskoczył sprzed gałęzi i zablokował mój cios mocnym uderzeniem. Zakręciłam nożem i przeskoczyłam nad przyjacielem próbując drasnąć go w plecy. Ten odparł atak magią, szybko się odwrócił i skrzyżowaliśmy klingi w morderczym tańcu. To doskakując do siebie, to uciekając. Sięgnęłam po drugi sztylet i odskoczyłam od ostrza Izrela lądując na ugiętych kolanach. Czekałam na reakcję. Włosy szaleńczo latały mi wokół twarzy, a wszystkie mięśnie były gotowe do odpowiedzi na atak. Elf stanął prosto i zaatakował mój umysł. Nie pozostałam mu dłużna i zaatakowałam tysiącem mentalnych ostrzy. Izrel się zatoczył, a ja nie czekając ani chwili dłużej doskoczyłam do niego i wywróciłam na plecy. Przeciwnik był na to gotowy i przekoziołkowalismy. W panice dźgnęłam go jednym ostrzem w biodro, a drugim celowałam w szyję, lecz mężczyzna zablokował mój cios i rozciął mi ucho. Obróciłam się wokół własnej osi strącając napastnika i szybko wstałam unosząc obie klingi nad głowę. Przyszpiliłam go czarem do ziemii i jedno ostrze przyłożyłam do jego szyji, a drugie do brzucha. Zdezorientowany patrzył to na mnie, to na ostrza.
-Wygrałam.- posłałam mu czarujący uśmiech i uwolniłam.
-Może i tak. Ale moja droga następnym razem będziesz leżeć i kwiczeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz