wtorek, 13 maja 2014

Utrata gruntu

 Proszę bardzo kolejny rozdział. Zaczyna się robić trochę niebezpiecznie. *puszcza oko*
Zapraszam do komentowania :)


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego ranka obudziłam się kompletnie wypompowana z emocji. Nie miałam zielonego pojęcia co mogło spowodować mój stan ducha. Tak jak zazwyczaj poszłam się umyć i ubrać. Później zjadłam śniadanie, które stanowiły płatki truskawkowe i poszłam posprzątać w pokoju. Na szczęście w moim 'królestwie' panował względny porządek i musiałam tylko pościelić łóżko oraz schować ubrania do szafki.  Gdy wykonałam swoje obowiązki naszła mnie silna ochota na spacer. Nałożyłam więc buty i poszłam się przejść. Poranne powietrze było niezwykle rześkie i lekko wilgotne. Udałam się do parku. O tej porze roku ma się wrażenie, że został namalowany-wszystkie wiśnie kwitną, a na jeziorze pływają łabędzie. Gdy się do niego wchodzi od razu przybysza witają ptaki swoim przepięknym śpiewem. Można się tam odprężyć i poddać beztrosce. Nie sądziłam że będą to moje ostatnie chwile radości. Już następnego dnia miałam błagać o litość.

Wróciłam do domu na obiad. Wyjęłam biały obrus w subtelne srebrne zawijasy, położyłam na nim prostokątne czarne talerze, a obok nich drewniane pałeczki dla każdego. Idealnie wygładziłam materiał i przez moment podziwiałam moje dzieło.
- So Yeon chodź tu do mnie! - krzyknęła przejęta mama z salonu.
-Już idę.
Potruchtałam szybko do sąsiedniego pomieszczenia. Mama siedziała na macie tatami i zawzięcie coś notowała. Musiało niespecjalnie jej wychodzić, ponieważ co chwilę to kreśliła prawie że przerywając kartkę i pisała od nowa. Stalami tak chwilę w drzwiach rozmyślając nad sensem jej działań, gdy w pewnym momencie poczułam na sobie jej przeszywające spojrzenie. Po chwili uśmiechnęła się ujmująco.
- Kochanie, jak wyobrażasz sobie swój ślub? - to było pytanie w dziesiątkę biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze się nad tym poważnie nie zastanawiałam.
- Hmmm.... mamo.. czemu tak nagle pytasz? Yyy.. bo.. to nie jest takie proste do wyjaśnienia..... wiesz? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Siedzę już cały dzień nad planem i nic mi do głowy nie przychodzi, wiec błagam cię. Opisz mi szybko twój bal ze snów.
I wtedy mnie olśniło.
- Chciałabym, żeby ślub i wesele odbyły się parku wypełnionym kwiatami wiśni. Najlepiej tym obok nas. Atmosfera jest tam czarująca....
- Naprawdę?- mama uniosła brew- Dobrze, zobaczymy co da się zrobić. To teraz opisz mi twoja wymarzoną suknie.
I się zaczęło.. Miała do mnie nieskończona ilość pytań, o których nigdy nie rozmyślałam.  Zawsze to rodzice organizowali wszelkiego rodzaju imprezy i spotkania. Gdy mama w końcu po godzinie wypytywania zauważyła, że padam z głodu, a w brzuchu burczeć już mi bardziej nie może puściła mnie z czystej litości na posiłek. Uciekłam od niej szybko, ponieważ nie wiedziałam kiedy znajdzie nowe znaki zapytania w idealnym planie. Zjadłam obiad i na palcach wymknęła się z domu.


Ileż to razy się zastanawiałam nad sensem mojego wyboru... Ale mądry człowiek po biedzie prawda?  Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem i kręciłam się bez celu po uliczkach.  Lecz mój umysł jak zwykle doprowadził mnie bezwiednie do parku. Był już wieczór, wiec uznałam ze mogę bez problemu się pobujać na huśtawkach. W dzień nie wpuszczano tam dorosłych, lecz teraz cały płac był do mojej dyspozycji. Niby taka mała rzecz, a sprawia tyle radości. Wystarczy się odetchnąć nogą i już się szybuje ku przestworzom. Wiatr bawi się włosami, a chłodne wicherki muskają twarz niczym skrzydła motyla. Gdy skończyłam się bujać musiałam obowiązkowo poobserwować jezioro i księżyc. Nie sądziłam, że to przyzwyczajenie stanie się moja zgubą.Usiadłam jak zwykle na schodkach przy jeziorze i oparłam się plecami o wiśnie starsza od mojej babci. Najpierw przebiegłam wzrokiem jego tafle, która gdzie nie-gdzie przecinały delikatne fale. Później przyjrzałam się wysepce znajdującej się w sercu jeziora. Jak zawsze była tajemnicza i piękna jednocześnie. Nagle poczułam że ktoś brutalnie łapie mnie za szyje niemal dusząc. A później szybkim ruchem przykłada mi mokry materiał do twarzy. Próbowałam się wyrywać z całej siły, adrenalina krążyła w moich żyłach, lecz napastnik był za silny. Drapanie go po rękach i twarzy również nie pomogło. Poczułam, że umysł mam coraz bardziej zamroczony, zaczęło kręcić mi się w głowie, moje powieki opadły i runęłam w pustkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz